poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Potrzebuje przerwy. Od wszystkiego. Od życia. Jestem kupą gówna, ktora nie potrafi dążyć do celu, ktora do niczego sie nie nadaje. Nie jestem warta żadnej pieprzonej miłości, nie jestem warta tego zeby ktoś mnie wspierał i pomagał. Nie jestem wstanie sobie poradzić z najprostszymi rzeczami. Nigdy nie będę tym kim chce. Zawsze pozostanę grubą świnią nie warta niczego. Moze pare dni bez ciągłego myślenia o kaloriach i jedzeniu, a w zasadzie nie jedzeniu mi pomoże. Nie wiem, wątpię we wszystko. Poddaje sie, poddaje sie bo jestem słaba. 

Nie chce być tym kim jestem. 

Wrócę tu. Obiecam to sobie.
n

niedziela, 3 sierpnia 2014

siedem

waga: 60.7
wzrost: 166
wiek: 18
cel: 53 kg.
brakuje: 7.7 kg

Waga stoi w miejscu, cóż przynajmniej nie tyje. Ale za tydzien jadę na wakacje i będę wyglądać jak gruba świnia... Nienawidzę siebie i swojego wyglądu, tego ze moje nogi wyglądają jak parowki, że nam rozstępy, celulit, pełno tłuszczu.. 
Niedziela, najgorszy dzien, ale jak narazie udaje sie przeżyć. Co prawda rodzinne śniadanie, i kazali mi zjeść 3 kanapki, ale na szczęście z ciemnym zdrowym pieczywem. Obiadu udało mi sie unikać mówiąc ze zjadłam cos u przyjaciółki bo byłam u niej na chwilke, więc mam nadzieje ze tak będzie do końca dnia. 
Walczę ze sobą, cwiczylam rano, co prawda krótko ale to zawsze cos dla moich nóg. Zmykam popływac w basenie bo roztapiam sie na tym słońcu. 

Kocham was słoneczka :* 

n

sześć


Post znowu spóźniony, przepraszam. Ale nie byłam w domu, tylko u cioci. Wagi nie znam bo nie chciałam sie ważyć nie na swojej wadze, bałam sie ze pokaże inaczej i sie załamie. Dzien generalnie w miarę udany. Zjadłam śniadanie, co planuje robić codzienne. Pózniej było moje ukochane sushi na obiad, po czym jak po czym ale po sushi wyrzutów sumienia miec nie mogłam za bardzo je kocham. Mimo wszystko nie zjadłam duzo. Pózniej do wieczora juz nic, niezbyt duzo wody, muszę znowu zacząć pić. Kupiłam pięknego misia dla mojej chrzesnicy, będzie ze 3 razy większy od niej ; )) 




piątek, 1 sierpnia 2014

pięć

Dzisiejszy post jest bez posta. Miałam pisać, ale myśle, że nie chce liczyć kalorii. Moze nie było jakos mega dużo, i na zdrowo (sałatka itp.) ale zdecydowanie zbyt późno. Nie byłam glodna, po prostu w gościach i nie umialam powiedzieć, że nie szczególnie ze pomagalam robić. Myśle, ze ogole wyjdzie koło 300 kcal. Zjadłam śniadanie i postanowiłam, że to będzie teraz mój codzienny obowiązek. Mimo, że nie chce tego robić myśle, że mimo wszystko mi to pomoże. Niskokaloryczne, ale zawsze cos. Cwiczylam rano nogi. Myśle, że będę miała zakwasy, ale to dobrze.

Byłam na zakupach, te lustra w przymierzalni... Zabijają mnie, czułam sie jakbym pękała kawałek po kawałku. Widząc mój celulit, rozstepy, grube nogi, wystający brzuch. Nie mogłam, wychodziłam z zamkniętymi oczami, dawno nie czułam sie tak źle pod tym względem. Za każdym razem jak juz myśle ze nie jest źle patrzę sie w lustro i widzę co innego. I zastanawiam sie czy ta walka ma jakikolwiek sens. Przeciez wiem ze ile bym nie schudla i czego bym nie zrobiła zawsze będę zbyt gruba. Nie wiem jak moze mi sie udać. Pękałam dzisiaj. Moje ciało jest moim najgorszym wrogiem.
Moje nogi, są wszystkim czego nienawidzę.

Zakupy sa straszne, ale mimo to kocham miec nowe rzeczy ;) gorsze jest to, że góre mam S ewentualnie M, a dół L albo XL.....

Przepraszam za całą wypowiedz, nawet nie chce do niej wracać, jest tam wszystko i nic, jest po prostu chaotyczna. Chyba trochę jak ja dzisij.

Kocham was :*

n


btw. Warszawa 1 sierpnia jest niesamowita